W końcu prezentacje zostały rozpoczęte i wiadomo, jak to z prezentacjami bywa... Ja i Aneta uważnie słuchaliśmy, Łukasz za pomocą łokci przedostał się do loży przeznaczonej dla fotoreporterów, a Maciek wynurzył się z kuluarów, by zająć należne mu miejsce wsród VIPów, w pierwszym rzędzie (poza tym stąd miał blisko do sceny).
Gdy prezentacje zostały zakończone, ulegając zjawisku owczego pędu znaleźliśmy się w tłumie oblegającym grilla, by następnie znaleźć się w tłumie oblegającym bar. Była to niepowtarzalna okazja do zawarcia nowych znajomości i podsłuchiwania konkurencji przepychającej się tuż obok. Jak to się dzieje, że na tego typu imprezeach kromka suchego chleba (bez masła) i kawałek kiełbasy stają się tak atrakcyjne, że trzeba o nie wlaczyć wszystkimi możliwymi sposobami?
Gastronomiczne okolice imprezy były wciąż zatłoczone, postanowiliśmy udać się więc w stronę, trochę mniej zatłoczonego parkietu. I tu nastąpiła rzecz niezwykła. Wszyscy wiemy, że Aneta rusza się tak, jakby zaraz miała wprawić w osłupienie Michała Piróga, a Agustin Egurrola pewnie wszedłby pod stół ze wstydu i został tam dopóki na Kubie nie zlikwidują socjalizmu. Tak czy inaczej III edycja "You Can Dance" należy do Anety. Za to Łukasz to istne objawienie ostatniego sezonu tanecznego. Zgrabnie prezentował style tańca Rudolfa Valentino, Freda Astera, Michaela Jacsona, Justina Timberlake`a, a nawet Kazimierza Marcinkiewicza. Do tego czasem tańczył jak oni wszyscy naraz. Po prostu klasa sama w sobie.
Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Maciek najwyraźniej przebył już wszystkie kuluary wzdłuż i wszerz, więc zarządził taktyczny odwrót do Łodzi. Łukasz stwierdził, iż zorganizuje sobie jakiś prowiant na drogę powrotną. Wypatrzył piękny soczysty kawałek boczku na grillu, który właśnie dochodził... Wślizgnął się niepostrzeżenie do kolejki, zagadał z szefem kuchni i zarezerwował ten apetyczny kąsek. Tymczasem, zapach skwierczącego i rumieniącego się pięknie boczku przyciągnął już innych chętnych. Łukasz jednak zapewniał wszystkich, że kąsek jest zarezerwowany. Maciek już nerwowo spoglądał na zegarek, a Łukasz wciąż czekał na najbardziej apetyczny kawałek mięsa na grillu. W końcu nadeszła ta wyszekiwana chwila, kucharz wręczył Łukaszowi kawał rumianego boczku na tekturowym talerzyku. Łukasz nie zdążył jednak nawet spróbować, ponieważ zaraz po tym, jak otrzymał talerzyk, upuścił go na ziemię wraz z zawartocią...
Po takiej stracie, nawet - srogi zazwyczaj Maciek - złagodniał i wyruszyliśmy w drogę powrotną.
KONIEC
PS. Sorry za polskie znaki - problemy techniczne.
PPs. Jeśli chodzi o imprezę sobotnią, to ja nie dam rady, bo w sobotę idę na koncert Riverside.
[Poprzednie części przygód - pierwsza i druga.]
15 maja 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Polskie znaki poprawione. Literówki też. Był nawet błąd ortograficzny! Takie są skutki przebywania w stolicy ;P
W takim razie baw się śpiewająco ;)
Ja wiem, że to z deczka nie na temat, ale przypominam, że jutro jest Noc Muzeów w naszym mieście od 18:00 do 1:00 (wejścia bezpłatne). Będą kursowały specjalne bezpłatne autobusy liniami m1 i m2. Mam dyżur w Muzeum Kinematografii od 20:30.
a to o dyżurze to w związku z tym, że SZCZEGÓLNIE polecam Muzeum Kinematografii (Plac Zwycięstwa 1- przy Targowej)
Miałem tam zajęcia cały semestr więc już mi się trochę opatrzyło ;)
Ale rzeczywiście polecam - jeśli ktoś nie był, pozycja obowiązkowa.
Prześlij komentarz