14 maja 2008

Warszawskie przygody

Mimo, że wszyscy wróciliśmy z Updata w bardzo dobrych humorach to podróż wcale nie była taka sielankowa. Najpierw walka z korkami i nawigacją satelitarną, następnie walka z warszawskimi kelnerami. Nasz fundusz reprezentacyjny chyba nie zrobił wrażenia na kelnerze ze znanej "egipskiej" restauracji, gdyż uparcie ignorował nas przez ponad dobre pół godziny. W nie-patrzeniu w stronę naszego stolika był tak wprawiony, że nawet najlepsze wydanie surykatki Łukasza nie zrobiło na nim wrażenia. Kelnera musieliśmy po prostu przywołać. On postanowił się na nas odegrać i najpierw kilka razy dopytywał się, co zamówiłem i czy jestem pewien... A potem nie przyniósł mi ani sosów, ani bułek do mojego dwusówu. Poza tym regularnie mijał nasz stolik ale nie zabierał z niego brudnych szklanek.

Następnie mieliśmy mały spór w naszych szeregach. Łukasz bardzo chciał skorzystać z pięknej pogody i porobić nam zdjęcia w okolicach Arkadii. Maciek nie chciał się na to zgodzić, gdyż bał się, że będziemy wyglądać jak turyści z Łodzi i jeszcze nas do tego konkurencja wypatrzy. Wybraliśmy się więc... na spacer, a potem na spotkanie. Dręczy mnie tylko jedna kwestia, dlaczego dałem się namówić Łukaszowi na noszenie za nim pustej butelki po poweraid`dzie przez kilka godzin?

Na dalsze wieści z Update, czekajcie z niecierpliwością...

[Ciąg dalszy przygód]
[Zakończenie]

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

A ja tylko dodam, że dziwnym trafem mityczna butelka Powerade została finalnie porzucona przez Szymona i zutylizowana w samochodzie Maćka i nie jestem pewna, czy nie powędrowała z nim wczoraj aż do Brukseli... tak się do siebie przywiązali :>

Anonimowy pisze...

:-D Czyli co? Polakom gratulujemy kelnerow? ;-P
PS
Sprawe Powerade bedziemy sledzic Aneta :)

Anonimowy pisze...

A pałac kultury to odwiedzili byli przynajmniej hę?

Anonimowy pisze...

ciekawe czy ten kelner dostał napiwek :P